Najlepiej kupować polską żywność

2011-05-18 00:00:00

Młode ziemniaki z Cypru, a może jabłka z Afryki Południowej? O żywności z zagranicy rozmawiamy z prof. Jerzym Borowskim, technologiem żywności z UWM.

— Chińskie arbuzy zaczęły eksplodować na plantacjach. Strach pomyśleć co by było, gdyby, tak jak chiński czosnek, czy truskawki, trafiły do polskich sklepów.

— Dlatego najlepiej kupować polską żywność. Miejsce uprawy rośliny decyduje, że ma ona nieco inne składniki smakowe i chemiczne. W każdym kraju inna jest też tradycja uprawy. Nie mam na to stuprocentowych dowodów, ale słyszałem, że na przykład czosnek importowany do Polski z odległych regionów świata, podawany jest zabiegom zmierzających do wyizolowania aktywnych biologicznie składników. Eksplodujące arbuzy, mogę sobie na gorąco wytłumaczyć tylko tak, że to skutek stosowania substancji mających wpływ dojrzewanie. Sprowadzane z daleka owoce zrywa się przecież jeszcze jako niedojrzałe, dopiero podczas transportu dojrzewają. Ktoś z czymś musiał przesadzić.

— Nie nie mamy wpływu na to, jak powstaje, jak jest przechowywana, jak transportowana sprowadzana z daleka żywność.
— Nie mamy wpływu. A że sprowadzamy ją z krajów z krajów, które są na nieco innym poziomie higieny sanitarnej i przetwórstwa, zawsze istnieje ryzyko sprowadzenia wraz z taką żywnością drobnoustrojów. Gdzieś tam ludzie mogą być na nie całkowicie uodpornieni. Natomiast dla nas w Polsce, może to być niezbyt zdrowe.

— Lepiej więc odmówić sobie młodych ziemniaków z Cypru, jabłek z Afryki Południowej, winogron z Chile? Zrezygnować z chińskich truskawek, czy arbuzów?
— Tego, przy postępującej globalizacji, nie unikniemy. Arbuzy będziemy sprowadzać, bo u nas nie rosną. Chińskie truskawki kupujemy, bo są znacznie tańsze. Kogo dziś stać na truskawki za 14 złotych? Kiedy przy zakupie żywności, cena stała się podstawowym kryterium wyboru, nie ma o czym dyskutować. Pamiętamy okresy, gdy chcąc zjeść banana, trzeba go było prywatnym importem przywieźć z Niemiec, albo kupić w peweksie. To dobrze, że oferta jest większa. Chodzi tylko o lepszą edukację: żeby kupując żywność ludzie wiedzieli: co, gdzie i kiedy?

— I to, że własne jest najlepsze.
— Oczywiście, że tak! Na tym się opiera kuchnia i tradycja kulinarna narodów. Przy produkcji żywności powinniśmy więc bazować na naszych, polskich surowcach i przekazywanych z pokolenia na pokolenie technologiach. Przecież nikt w Grecji nie zaoferuje nam sałatki greckiej. W Japonii też nie wiedzą, co to jest śledź po japońsku.

Stanisław Brzozowski
Uwaga! To jest archiwalny artykuł. Może zawierać niaktualne informacje.